Czasu mi brak! Ewidentnie! Mam kryzys zarządzania dobą! 😉
Dużo się dzieje, życie jakoś szybciej zaczęło płynąć mimo moich protestów.
Przeglądam oferty pracy, bo zatęskniłam znów za intensywnymi szkoleniami. ZUS przywołuje mnie do porządku przypominając o fakcie, że kończy się mój status ułomnej pracowniczo – tu mam okropny dylemat etyczno – moralny, bo myślę sobie, że tylu ludzi choruje, jest w znacznie gorszym stanie niż ja, więc chyba byłoby nie fair ubiegać się kolejny raz o status rencistki? Teść suszy mi głowę o zaległą operację, a Iga przypomina mi o motylach w brzuchu, które latały w czasach mojego narzeczeństwa! I jeszcze czekają mnie znienawidzone zakupy, nielubianej części garderoby, czyli sukienki, bo wesele zbliża się wielkimi krokami.
Tak więc, postanowiłam na chwilę uciec. W Tatery 😉
Szkoda tylko, że …przez całe 4 dni ich nie zobaczyłam! Lało niemiłosiernie. Na dole deszcz, na górze śnieg! Ale nie byłabym sobą gdybym tych kilku dni intensywnie nie wykorzystała!
Hej spod Tater!
W żargonie górskich ludków mówi się o tzw. „dupówie”. Słyszeliście takie określenie?
To nic innego jak, mówiąc delikatnie, kiepskie warunki pogodowe. Akurat na takie trafiliśmy.
Chmury nisko, świeży śnieg, 1,5 metrowa warstwa leżąca nieco wyżej i coraz wyższy stopień zagrożenia lawinowego.
Ubrani w górską odzież, porządne buty, zaopatrzeni w kaski , czekany i kijki ruszyliśmy w góry. Brak raków nieco nam uwierał i zastanawialiśmy się czy iść dalej, kiedy widoczność sięgała co najwyżej kilku metrów, a stopień nachylenia szlaku nie należał do najmniejszych, gdy obok nas, beztrosko śmignęła para…w adidasach i z odsłoniętymi kostkami! Cóż, lans musi być! Uznaliśmy, że skoro oni mogą to i my damy radę 😉
Żarty żartami, ale ludzka głupota wbija mnie czasem w podłogę! Pan właściwie dreptał „na czterech”, bo przy każdym kroku zjeżdżał ze śniegiem w dół. Pani z beztroskim uśmiechem pytała jak daleko jeszcze, bo oni pierwszy raz są i wyszli wybadać szlak! A mnie uwierała tylko jedna myśl- wąsko na tym szlaku, jak któreś zjedzie – to ja zjadę razem z nim!
Na szczęście, po krótkiej rozmowie z M. zawrócili. Kiepsko to wyglądało, więc na wszelki wypadek przeczytałam po powrocie Kronikę TOPRu. Uff…nie gościli tam.
Tymczasem my, przedeptaliśmy przez 3 dni ok. 65 km szlaków, dwukrotnie przemoczyliśmy doszczętnie ubrania i buty, złapaliśmy lekkie zakwasy, oczyściliśmy głowy z natrętnych myśli i wrócili do domu, po drodze zahaczając na grilla w deszczu z okazji moich urodzin 😀
Jednym słowem – działo się!
*****************
A jak Wam minęła majówka? 🙂
U nas nie było żadnej majówki, ale sorry, przy takiej pogodzie to bym się nawet z tobą nie zamieniła. 😄Obozy przetrwania to coś co akurat lubię najmniej. Zawsze mi się wtedy płakać chce ze nie dość ze nie fajnie to ja za to zapłaciłam 😹 Ostatnio w ciężkich warunkach atmosferycznych jeździłam na nartach. Ja się czułam przez los oszukana; na szczęście mój mąż miał frajdy za nas wszystkich 😄
Obozy przetrwania? 😀
Lolcia nie było aż tak źle 😀
Żałowałam co prawda, że gór nie było widać, bo w Tatrach nie byłam już ze 2-3 lata, ale nie byłabym sobą gdybym nie wypełzła z chatyny. Wtedy dopiero bym płakała, że za to zapłaciłam 😀
W całym kraju pogoda się nie popisała, ale faktycznie w Tatrach chyba było najgorzej, choć niektórzy robili dobre miny do kamery, bo przecież śnieg w maju jak przez całą zimę ten śnieg był w górach, to jest to, czego pragnęli najbardziej na majówce 😜
Wcale się nie dzieię, że masz dylematy, czy stawać na komisji, szczególnie że i tak pracujesz, ale argument, że inni mniej lub bardziej, to żaden argument, bo to Twoje zdrowie chodzi. Tez mnie czeka, na razie muszę skompletować dokumentację i złożyć, a zabieram się za to jak…eh Z dwóch lat samych wypisów ze szpitala zebrało się ze 30.
Ale, że co? Myślisz o zmianie pracy, a myśl o operacji porzuciłaś?
No ja się jeszcze nie zebrałam do skompletowania dokumentacji 😀
To dla mnie raczej taki rodzaj zabezpieczenia. Bo dzisiaj jest lepiej, ale jeden fałszywy ruch i znowu wyląduję na zwolnieniu, albo nie daj Boże na bezrobociu. A tak zawsze jakiś dodatkowy grosz jest.
NIe porzuciłam myśli o operacji. Noga nie daje zapomnieć 😛 TYlko wiesz…nigdy nie ma dobrego terminu. Jak zmieniłam pracę to nie chciałam zaczynać jej od l4. Później targety, srety i inne takie plus lęk przed kolejną ingerencją w ciało i tak mi zeszło do tej pory…:/
Rozglądam się co tam na rynku słychać. Zwłaszcza, że jeśli nie stanę na komisję i nie dostanę tej rencinki to finansowo w tej pracy nie wyrobię na nasze utrzymanie. Trochę się w firmie zmieniło, niestety na minus pod kątem finansowym, zwłaszcza premii i to właśnie popycha mnie do szukania czegoś z większą podstawą niż mam.
W takim razie to warto się zmibilizować i złożyć papiery o rentę, w końcu przez ten rok noga cudownie nie ozdrowiiala – a szkoda 😉
No i powodzenia w szukaniu lepszej pod każdym względem pracy. Co do operacji, to rozumiem, że decyzja nie jest prosta. Gdyby była gwarancją stuprocentowego powodzenia, byłoby łatwiej…
No niestety gwarancji nie ma, bo zakrzep był zbyt rozległy, więc udrożnienie kilkoma stentami góry niekoniecznie może poprawić sytuację, bo dół dalej będzie zapchany. Sama nie wiem.
Jakiegoś mobilizacyjnego kopniaka mi trzeba 😀
Ojojoj
Ale 65km w 3 dni??
SZACUN!!!
Nadrobiłam wszystkie dni siedzenia za biurkiem 😀