Muszyna już na stałe zapisała się w moim sercu i grafiku corocznych podróży. Lubię tu wracać. I mimo, że jeżdżę tam już od kilku lat wciąż odkrywam nowe miejsca, które wzbudzają mój zachwyt.
Za szybko…
Bardzo szybko minął nam ten tydzień. Jeden dzień straciłam na podróż do Lu i z powrotem, ale całą resztę na miejscu wykorzystałam do granic możliwości. Taki był plan i cieszę się, że udało się go nam zrealizować.
W tym roku formuła wyjazdu uległa nieco zmianie. Coraz mniej mamy wspólnych celów, każdy ma inne możliwości i ograniczenia. Działaliśmy więc w podgrupach, a wieczory spędzaliśmy wspólnie przy Grybowskim 🙂
Nowe odkrycia
M. pokazał mi kilka nowych miejsc – równie uroczych, jak te, które do tej pory widziałam. Piękny szlak i okolice Hali Łabowskiej, Wojkowa, która w słońcu była odzwierciedleniem soczystych szwajcarskich łąk. Dawno nie widziany Słowacki Raj zachwycił mnie ponownie. I ferrata, którą planowałam przejść przez ostatnie 6 miesięcy.
Iga w ciągu trzech wycieczek przeszła po górach 58 km! Patrzę na nią z zachwytem i podziwem dla tych małych nóżek dzielnie pokonujących wysokość i długość trasy. Spędziliśmy we 3 wspaniały czas ciesząc się widokiem miejsc, które wszyscy kochamy.
Odpoczęłam, choć bardzo aktywnie! Ostatni czas jest trudny ze względu na zawirowania związane z powrotem do pracy, ale w górach zupełnie o tym nie myślałam. Tam skupiam się na oddechu, postawieniu kolejnego kroku, na zapachach i dźwiękach. Magazynuję chwile radości, które później osładzają gorsze dni. Pokonuję słabości. Nie umiem żyć zachowawczo – zwłaszcza w górach. Jak mówi Martek – co ma być i tak będzie, a jak przyjdzie wtedy będę się zastanawiać nad rozwiązaniem.
Życie odczuwam najmocniej, kiedy każda moja komórka wypełniona jest endorfinami – a w górach ten stan jest permanentny.
Zachwycające chwile! Mieliście piękny czas i cudnie, że bez ograniczeń!
Góry potrafią wchłonąć człowieka, pochłonąć jego myśli i czas. Właśnie sobie uświadomiłam jak mało zdjęć robię, bo gapię się albo w górę , albo w dół 😍 Żaluję tylko, że moja fizyczność na niewiele mi pozwala…
Ech… kocham morze, ale to z gór nigdy nie che mi się wracać do domu, a to już czas…
Cudne zdjęcia i piękni Wy, no i ta śliczna panna na białym koniu❤️ Nasz Pańcio zasiadł huculskiego i połknął bakcyla.
Iga też połknęła bakcyla jazdy konnej 😍😍 Fajnie było pojeździź w górskim plenerze. Ja odpuściłam, ale z przyjemnością patrzyłam 😄😄
U nas bardzo dużo zdjęć robi M. Ale i ja nie mogę sobie odmówić, bo lubię potem do nich wracac. Siadamy razem i oglądamy dzieląc się wspomnieniami.
Też nie lubię wracać z gór. Czuje że to moje miejsce i najlepiej się w nich czuję.
Piękni Wy, piękne zdjęcia, piękne chwile. Cudownie , że tak pokonujesz słabości, że taki cudowny masz sposób na życie. Jesteś chwyjątkową osobą. Ja jestem niestety tchórz nad tchórze, a może leń nad lenie ! Pięknie się czyta Twoje wpisy ! A słowa Martka powinnam wziąć do serca! Pozdrawiam
Kochana mam też takie obszary, w których straszny ze mnie tchórz, a zachowawcza postawa jest podstawową -np. Jeśli chodzi o zmianę pracy, ryzyko, ktore niesie za sobą utratę płynności finansowej czy niezależności. Ale w górach rodzi się we mnie lew i uwielbiam ten stan 😊😊
W każdym razie baaaaaardzo Ci dziękuję za ciepłe słowa!
Może się kiedyś spotkamy na szlaku to pokażę Ci uroki zmęczenia 😊😊
Kiedyś troszeczkę chodziliśmy …lubiłam to zmęczenie. Niestety podczas ostatniego wyjazdu z młodzieżą miałam taki skok ciśnienia, że przewodnik cofnął mnie z trasy. Potem zaczął się blednik . W zeszłym roku byłam na takiej lajtowej wycieczce nauczycielskiej i mimo, że było lekko ciśnienie skakało! Cóż życie !
Wiem o czym mówisz.
Mi przy zmianie wysokości- nawet małej pęka głowa. Muszę pilnować pulsu, bo jak przyspiesza to rozsadza mi czaszkę. Ale nauczyłam się kontrolować oddech, a błędnika i tak nie upilnuję – więc mogę się przypiąć lonżą, albo użyć kijków. U mnie to chyba wynika z tego, że nie umiałabym żyć bez gór, więc szukam wszelkich sposobów, żeby mimo wszystko móc nadal po nich chodzić.:)
A Ty Kochana odpoczywaj nad morzem 🙂 Najważniejsze, to czuć radość z miejsca, w którym się jest 🙂
Nieważne gdzie, ważne z kim 😍Mieszkam na wsi , mam ogród więc nie jest tak źle u mnie z wypoczynkiem. Czekam teraz na Mazury , a tymczasem trochę nadrabiam zaległości porządkowe ( ale ja bałaganiara jestem i nauczycielska zbieraczka). Masz rację, jak się kocha jakieś miejsce to mus tam być. A jak sprawy ” pracowe?
W sprawach pracowych nadal same znaki zapytania. Tak trochę dla wprawy byłam ostatnio na rozmowie kwalifikacyjnej, jutro drugi etap i choć już pałam mniejszym entuzjazmem do tej firmy to jednak postanowiłam jej jeszcze nie skreślać. A póki co piszę wniosek o małe dofinansowanie, może uda mi się zrobić kilka warsztatów dla onkoludków 🙂
Tez jestem zbieraczka i trrrrrruuuuudno mi się rozstać z moim bałaganem 😀
I nie byłam nigdy na Mazurach!!!
No to trzymamy kciuki za warsztaty! Niech sypną kasą!
I za drugi etap też…w razie czego niech będzie jako plan B, czy nawet dalszy…
Marzycielko, a Mazury to konkretnie gdzie rozłożysz swój namiot? ;p Lata temu byłam właśnie pod namiotem: Mikołajki, Mrągowo, Giżycko, Ełk, Woszczele- jak dobrze zapamiętałam tę urokliwą wioskę, a w późniejszych czasach Wzgórza Dylewskie i tyle… aż żal
Roksanno, właśnie „szyję” plan C 🙂 dodatkowych planów nigdy za wiele 😉
Stare Sady malutka wieś- do Mikołajek 6 km. Cisza i spokój. Cieszę się bo jedziemy wszyscy. Chcę żeby starszy też odpoczął po praktykach.
Jak to dobrze ze mialas taki piekny czas w gorach i jeszcze dodatkowo byliscie razem, cala rodzinka, tym bardziej nie chce sie wracac.
A zdjecia tak, cudownie jest miec do przyszlych wspomnien, chociazby w zimowe wieczory.
Mari na tym wyjeździe byliśmy w 13 osób, ale znalazł się czas tylko dla naszej trójki 😊😊
Tez za szybko mija mi zawsze czas na wyjezdzie I zal wracac, ale tak juz jest, ze to, co dobre, szybko sie konczy I trzeba do codziennosci. Fajnie, ze wyjazd sie udal, ze bylo milo, pogda dopisala, towarzystwo fajne I ze Iga sie dobrze bawila, ze polknela bakcyla rodzicow. To pewnie juz pizostanie, a pasja to jest to!
Oby teraz poukladalo sie w pracy I zdrowie nie platalo psikusow, trzymam za to kciuki.
Ja siedze w domu I nie zanosi sie w tym roku (raczej) na wyjazd, bardzo mi zal z tego pwodu, bo to pierwszy raz w zyciu… Ale sa sprawy wazne I wazniejsze I musze sie z tym pogodzic.
Iza wiesz jak nie mogę usiedzieć w miejscu. Gdy nie mogłam się ruszać „podróżowałam” oglądając nasze zdjęcia z wypraw, oglądając kamerki z całego świata, korzystając z dobrodziejstw street view 🙂 Wiem, że ten czas dla Was trudny. Przykro mi i cały czas ciepło o Tobie myślę. Jeszcze nie raz pojedziesz do swoich ukochanych miejsc. :*
Witam. Dziś pilnuję robotnika, co pracował i się nie opierdzielał, to usiadłam do kompa, żeby się odezwać. Remont, który miał trwać 3 tygodnie maks, trwa już ponad miesiąc, a ja dalej mieszkam u Mamci. Jest nadzieja, że w tym tygodniu – jeśli posprzątam, to wrócę do domu. Od tygodnia mieszka również u Mamci mały Kleks. Jest sto pociech z Nim. Jak wrócę na stałe do domu, to napiszę więcej. Dziś nadrobiłam wszystkie zaległości w czytaniu u Ciebie.
Bogusia współczuję, że to tak długo trwa. Wczoraj oglądaliśmy z M. projekty domów i tak się zastanawialiśmy nad tym gdzie znaleźć takich pracowników budowlanych, którzy nie odwalą fuszerki i wyrobią się w czasie. Ciężko…
Mam nadzieję, że remont zakończy się jak najszybciej i czekam na wieści 🙂
Fajnie mieć swoje miejsce do którego się wraca 🙂
Fajnie, fajnie! 🙂
Ty wracasz nad morze 🙂
Tak jest!