O krytyce systemu, któremu podlega służba zdrowia i takich instytucjach jak NFZ czy ZUS pisałam już wielokrotnie. Włos się jeży na głowie, kiedy PILNE skierowanie do kardiologa czy neurochirurga jest realizowane najwcześniej za rok, a planowe operacje na fundusz za 5! Co w tym czasie ma ze sobą zrobić cierpiący człowiek? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Jak Ci się chciało chorować, to teraz radź sobie sam!
Dzisiaj podaruję sobie narzekanie na system, bo wiele ono nie wniesie , a tylko podniesie poziom mojego zdenerwowania do górnej granicy! Dzisiaj będzie o ludziach, konkretnie o tych, którzy wybrali medycynę na swój zawód.
Doświadczenie, którego wolałabym uniknąć
Jako mój drugi zawód w CV mogłabym sobie wpisać szwędacz po lekarzach. Niejedną wizytę przeżyłam, o niejednej usłyszałam od innych pacjentów.
Na szczęście, dzięki korpo, mam prywatną opiekę medyczną. Piszę „na szczęście”, bo dzięki temu mój proces leczenie przebiega sprawniej, a i podejście lekarzy jest zgoła inne niż to, którego często doświadczam na funduszowych wizytach. Przykładów nie muszę szukać daleko – ot choćby moja wizyta w poradni audiologicznej w środę. Do poradni trafiłam w lutym, zostałam tam skierowana ze szpitala w celu wykonania konkretnego badania -VNG. Termin był dość szybki ( teraz już wiem dlaczego ), więc pełna nadziei, że badanie szybko wyjaśni co się dzieje z moim błędnikiem , poszłam na wizytę. Przywitała mnie niezbyt wylewna lekarka, która przez większość mojej wizyty…rozmawiała przez telefon, chyba z przedstawicielem medycznym. Te rozmowy telefoniczne były właściwie stałym elementem każdej wizyty , na której byłam, a było ich 7. Najpierw pani doktor zaleciła, że musimy wyciszyć zawroty głowy zanim wykonamy badanie, gdy już się udało je znacznie złagodzić, stwierdziła, że nie ma sensu go robić, bo znów podrażnimy błędnik! Za każdym razem to ja inicjowałam rozmowę na temat zleconego w szpitalu badania.Teraz wróciłam do niej, bo zawroty głowy znów się pojawiły i znacznie utrudniają mi samodzielne poruszanie się. Po 25 minutach spóźnienia lekarki moja wizyta trwała 3 minuty- oczywiście przerwana rozmową telefoniczną. Nie przeprowadzono ze mną wywiadu, za to wreszcie dostałam skierowanie na badanie, które powinno być wykonane zaraz po epizodzie TIA, który miałam w lutym. Na pytanie czy przepisze mi leki, bo poprzednia dawka skończyła się….odpowiedziała, że nie, bo nie ma przy sobie bloczków…
Równi i równiejsi
To nie jedyne moje doświadczenie, gdzie lekarz potraktował mnie jak powietrze, nie wyjaśniając nawet słowem skąd się biorą dolegliwości, na czym polega badanie i dlaczego właśnie takie należy wykonać. Jestem dociekliwym pacjentem, ale kilka razy trafiłam na taki właśnie mur – każde pytanie było zbywane.
Przyznaję, że coś podobnego zdarzyło mi się też na wizycie prywatnej. Zapłaciłam grube pieniądze, za krótką wizytę, skoncentrowaną głównie na krytyce poprzedniego leczącego mnie lekarza. Pan doktor kazał zrobić TK, ale skierowania nie wypisał, tylko kazał udać się do lekarza rodzinnego. Byłam kilka dni po operacji, nie mogłam ustać na nogach, a zmuszona byłam biegać w poszukiwaniu kogoś, kto z łaską wypisze mi skierowanie- a wszystko dlatego, że wcześniej leczyłam się w innej placówce. Ale to naprawdę pojedynczy epizod.
Od dawna wiadomo, że pacjent prywatny czy abonamentowy jest priorytetowy. Różnicę w „obsłudze”, zainteresowaniu, życzliwości, skrupulatności, badaniach i terminach widać na pierwszy rzut oka. Tylko gdzie w tym wszystkim zwyczajna ludzka empatia i misja, która przyświeca podobno temu zawodowi?
Służba zdrowia – tak czy nie?
Nie milkną echa o strajkujących lekarzach. Gorąco popieram ich protesty! Mit o świetnie zarabiającym lekarzu krąży i nie chce zostać zapomniany. Tymczasem tylko część z nich może pochwalić się świetnymi wynikami finansowymi – często jednak jest to okupione kilkoma etatami, brakiem czasu lub rezygnacją z pewnych wyznawanych wartości.
Jestem za tym, żeby lekarze zarabiali więcej, bo na końcu ich powołania jest ludzkie życie, a to ogromna odpowiedzialność. Mnóstwo z nich wyjeżdża, bo wie, że poza granicami będą mieli możliwość ciągłego doskonalenia się i życia na pewnym poziomie. Tracimy wielu wspaniałych specjalistów, a pod flagą innych państw dokonują odkryć na światową miarę.
Absolutnie nie chcę generalizować, bo spotkałam wielu wspaniałych lekarzy w państwowej służbie zdrowia. Nie rozumiem jednak jednego… Mój wyuczony zawód jest marnie wynagradzany, jak na warunki pracy, które mu towarzyszą i też dość dużą odpowiedzialność. Czy to usprawiedliwia mnie jednak do dzielenia ludzi na tych „lepszych” i „gorszych”? Czy lekarz powinien dzielić pacjentów na „abonamentowych”, „prywatnych” i „funduszowych” i w zależności od tego dostosowywać poziom swojej obsługi?
Wybierając zawód decydujemy się poniekąd na realizowanie jego misji. Zwłaszcza w zawodzie lekarza. Ta misja to służba zdrowiu i bezwarunkowe niesienie pomocy potrzebującym. Rozumiem, że system utrudnia nam życie jak może. Ale uśmiech, choćby krótkie wyjaśnienie czy poklepanie po ramieniu może zdziałać cuda i łatwiej nam będzie znieść długie oczekiwanie na kolejną wizytą wiedząc, że to lekarz , któremu mogę zaufać, on zadba o mnie. Brakuje w tym wszystkim takiego ludzkiego odruchu,empatii i odrobiny współczucia. Jeśli lekarz nie potrafi z siebie tego wykrzesać….to może powinien zmienić zawód?
Może zacznę tak: z wykształcenia jestem pielęgniarką. Poświęciłam swoje 5 lat życia na studia, aby zaraz po ich skończeniu zdecydować: nie wchodzę w to. Nie wiem co jest gorsze, czy system czy ludzie, którzy go nakręcają? Brakuje specjalistów, brakuje pielęgniarek… Ludzie w pogoni za godziwym życiem ciągną kilka zmian, etatów, a to odbija się na pacjentach. Często czytam o zgorzkniałych pielęgniarkach i choć ich nie usprawiedliwiam, to mimo wszystko je rozumiem. Nie rzadko jest to ich kolejna nocka w składzie dwie pielęgniarki na cały oddział często leżących pacjentów. Są przemęczone, niedoceniane… Powołanie? Powołanie jest, gdzieś na początku, kiedy jeszcze realia zawodu do nas nie docierają. Kiedy wszystko wydaje się piękne, ważne, wartościowe. Wielu lekarzy, pielęgniarek potrafią przez całą swoją pracę dawać z siebie wszystko, zwłaszcza tą życzliwość. Niektórzy nie mają już na to sił. Nie winię ich za to, winię system.
Jestem też mamą dziecka przewlekle chorego, Dziecka, które od początku swojego życia walczyło o życie i zdrowie. Dzięki wspaniałym lekarzom i pielęgniarką mam prawie zdrową córeczkę. Wiem, co znaczy czekać na badania, na specjalistę, ba wiem co to znaczy szukać możliwości szybkiego wykonania badania u dziecka, bo nawet gdy na skierowaniu widnieje CITO terminy są kosmiczne. Nie podoba mi się, że tak to wszystko funkcjonuje. I już nie chodzi o to, że trzeba płacić, a o to że mimo tego terminy odległe. Do ortopedy czekaliśmy 1,5 roku, Fakt, chodziło nam o konkretnego profesora. Do neurologa na szybko, wybłagana wizyta – 3 miesiące! I to wszystko prywatnie. Podejście lekarzy, z którymi do tej pory mieliśmy do czynienia, bez zastrzeżeń i w przeważającej części rewelacyjne, ale zdarzyło nam się trafić do pani doktor, która miała nam głęboko gdzieś, posłuchała nas o nic nie pytając i umówiła za trzy miesiące. Na drugą wizytę już nie poszliśmy, bo w żaden sposób problem z którym przyszliśmy nie był nawet w żaden sposób próbowany rozwiązać. Ja rozumiem to zmęczenie itp, ale olewania pacjentów już nie, a to się niestety zdarza…
Ale się rozpisałam
Dobrze że o tym wszystkim piszesz, bo takie głosy też są potrzebne!
Też na swojej drodze spotkałam wielu wspaniałych lekarzy, którzy widzieli we mnie człowieka , a nie potencjalny zysk. Nie majętnych, zmęczonych, a jednak życzliwych. Może to kwestia charakteru.
W wieli zawodach można się zmęczyć. Nie tylko fizycznie. Jak zaczynałam pracę trafiłam na słuchawkę. Cały dzień miałam być miła, życzliwa, uśmiechnięta słuchając bluzgów, krzyków i wyzwisk. Łatwo nie było, niektórzy nie wytrzymywali tego.
Tak więc wiele zawodów potrafi doprowadzić na skraj,trzeba się z tym liczyć.
Rozumiem i zmęczenie pielęgniarek i lekarzy, jestem raczen konkretnym pacjentem, nastawionym na działanie, pod warunkiem , że wiem co mam robić. I jako pacjent mam też prawo czuć się zagubiona i przestraszona.
Pozdrawiam gorąco!
Lekarz specjalista , który nie ma podpisanej umowy z NFZ nie da skierowania, a nawet jak da, to i tak nie uhonorują, dlatego potrzebne jest skierowanie od rodzinnego.
Nic nie usprawiedliwia olewanie pacjenta, a to się często zdarza. Kolejki do specjalistów będą się wydłużać, jeśli nie zwiększy się limitów, a co za tym idzie, da więcej pieniędzy na diagnostykę. I tak się wszystko kręci wokół kasy, której jest za mało. A jak jest to jest marnowana. NFZ nie zapłaci jak pacjent nie spędzi doby lub dwóch w zależności od zabiegu, gdzie normalnie mógłby opuścić już po kilku godzinach- to jest chore! Sprzęt po godzinie 14 jest już uśpiony, a mógłby pracować, a nawet zarabiać.
Uważam, że najważniejszą zmianą w tym systemie powinno być, że lekarz decydując się na praktykę prywatną własną czy u kogoś, nie powinien pracować na państwowym etacie. Nie byłoby konfliktu interesu.
Tak, ten zawód to w pewnym sensie misja, ale bez stworzenia odpowiednich warunków to weryfikacja następuje bardzo szybko. Lekarz oprócz walki o zdrowie swojego pacjenta, walczy o własne przetrwanie…
Zdaje sobie sprawę, że prywatna wizyta nie pociągnie za sobą badań w ramach funduszu , ale miałam!tam abonament, tylko na skierowaniu trzeba było wpisać odpowiednią adnotację, lekarzowi nie chciało się dowiedzieć jaką…..
Roksanna większość z nas walczy o przetrwanie i swoją karierę ? Nie zwalnia mnie to jednak z ludzkich odruchów.
Wiem, że system jest zły i wielu dobrych lekarzy tłamsi, ale jako pacjent czuję niedosyt, różnicę w podejściu, strach. Trudno powierzyć mi własne życie lekarzowi, który nawet nie rzucił okiwm na!wyniki badań, nie zapytał o moje dolegliwości. A skoro nie mogę zaufać lekarzowi to komu? A gdybym nie miała dostępu, jak wielu ludzi do prywatnej opieki, albo środków na prywatną wizytę to musiałabym liczyć, że może uda mi się trafić na życzliwego lekarza. To smutne i stresujące dla pacjenta, który boryka się z chorobą.
Jestem specjalistą od szkoleń. Moim zadaniem jest nauczyć. Nie ważne czy mam dzisiaj zły dzień, boli mnie głowa, szef się na mnie wyżywa czy zarabiam tyle, że ledwo wiążę koniec z końcem. Tego samego oczekuję od lekarzy państwowej opieki -profesjonalizmu i odrobiny życzliwości.
Jest wielu takich lekarzy, ale w moim odczuciu wielu też rozminęło się z powołaniem. I o ile w różnych dziedzinach mogę na to przymknąć oko, o tyle tu nie, bo chodzi przecież o moje życie i zdrowie. ☺
Ależ ja się z tym wszystkim zgadzam, pisząc, że nic nie usprawiedliwia! NIC!
Laila,
Ty w korpo masz stworzone warunki do pracy i bierzesz udział „w wyścigów szczurów”, czyli jak być najlepszą, żeby Cię kimś innym nie zastąpiono. Stres etc…rozumiem. I nie ma sensu porównywać, bo jak powtarzam nie ma usprawiedliwienia, kiedy lekarz olewa pacjenta! Różnica jest taka, że lekarz walczy z systemem , obciążony odpowiedzialnością za życie pacjenta, chce mu pomóc a badanie diagnostyczne za 3 m w najlepszym razie,. To rodzi frustracje. Wiesz ilu lekarzy pije? Wiesz, ilu potrzebuje psychoterapii? To są zwykli ludzie tacy jak my, a ten system jest chory i stwarza patologie!
Tak, na pewno wielu z nich nie ma nic wspólnego z empatią, gdyby jeszcze byli świetnymi fachowcami, to ciul. Tylko żeby się nimi stali to trzeba zreformować najpierw nauczanie . i całą tę służbę.
Roksanna rozumiem to i szanuję lekarzy, którzy chcą zrobić coś dla pacjenta. Wiem, że to frustrujące kiedy nie mogą zrobić więcej, choć z pewnością też wiesz, że w szpitalach, ośrodkach diagnostycznych itp są „wolne” miejsca z jednej strony przeznaczane dla pacjentów wymagających natychmiastowego działania i….dla pacjentów, którzy leczą się prywatnie u profesora 😉
Tak, dużo w tym winy systemu, ale ja dzisiaj nie o systemie chciałam, bo ten wykańcza i mnie jako pacjentkę od lat tylko o zwykłej ludzkiej życzliwości, czy choćby jednym słowie, uśmiechu do pacjenta, żeby ta wizyta nie była złem koniecznym dla obu stron. Może więcej tych strachliwych pacjentów zgłaszałoby się wtedy do lekarza jak będą mieli jakieś podejrzenia, a nie gdy będzie za późno 🙂
A! I ja mało korporacyjna. Nie wiem jakim cudem jestem tam tak długo….chyba głównie dla tej opieki. 😉
Bo tej empatii powinni uczyć na studiach jak z domu nie wynieśli! I nacisk na to kłaść! Na komunikację z pacjentem.
Zdecydowanie! Chyba nawet kiedyś rozmawiałyśmy o tym, że w programie studiów brakuje przedmiotów uczących jak rozmawiać z pacjentem, jak przekazywać diagnozy, empatycznych zachowań.
No niestety mielismy okazję przekonać się, że nie wszyscy decydują się na pracę w służbie zdrowia z powołania.
Przykro mi, że również miałaś podobne doświadczenia.
w tamtym tygodniu przyjżałam się z bliska tej”służbie” Lekarze, z któymi miałam do czynienia – bez zarzutu
obsługa w RTG – zgroza i kompletny brak kompetencji
NFZ -masakra
ponieważ poznałam od środka dwa różne systemy zdrowotne, to wiem, że może byc lepiej, i to o wiele
sytuacja w Polsce jest chora…
a wiesz, na co miałam chotę czytając Twój wpis? zeby tej pseudolekarce powiedzieć – to rukwa idź po te bloczki i w zębach przynieś
no
Masz porówananie, niektórzy zderzając się z naszym systemem łapią się za głowy. Ostatnio pomagałam wujkowi i jego dzieciom, które mieszkają w USA ogarnąć to.
Wiesz, że po raz pierwszy mnie tak zatkało, że totalnie nie wiedziałam jak się zachować? Zmarnowałam na nią kilka miesięcy, ani trochę nie zbliżłam się do diagnozy i jedyne na co miałam ochotę to wyjść ?
A pamiętasz moje przeboje po operacji gdy wróciłam do LU? Przez dwa tygodnie szukałam,kogoś kto mi szwy ściągnie….odsyłali mnie z tym zakrzepem , ledwo żywą 700 km dalej do szpitala….
Ja bym przede wszystkim odpowiedziała, że jak nie dostanę recepty, to idę do dyrekcji!
Wiecie co ja zauważyłam? Że wszystko zależy od szefa, jak prowadzi zespół. Czasem zmiana ordynatora i już jest o 180 stopni lepiej.
ja tak piszę, co bym powiedziała, ale jestem mistrzem puenty dnia następnego:(
Twoje zmagania pamiętam, a ten zakrzep to skandal, w USA byłabyś milionerką, używam niestety Twojego przykładu, bo moja teściowa dostaje te zastrzyki, nie znosi ich, a ja jej świecę Twoim złym przykładem…
Roksanna może to był jakiś pomysł. Byłam już spóźniona na rehabilitację i nie wpadłam na to. Receptę już mam, od innego lekarza, ale faktycznie to było słabe.
Rybeńka świeć moim złym przykładem, takich doświadczeń nie życzę nikomu. Można podpytać o zmianę tych leków na doustne. Mój brzuch po 50 zastrzykach odmówił posłuszeństwa ;P
moja teściowa tabletek za nic nie weźmie, dopóki daje radę, niech se wstrzykuje
Rybka,
byłabyś mistrzynią gdybyś miała do czynienia tyle lat z naszą służbą zdrowia.’
Patrzę na moją Tuśkę i widzę, że nie da się zbyć byle czym, bo jak teraz pojechała do Gryfic do poradni to panienka z okienka powiedziała, że jej nie zarejestruje na podstawie skierowanie z prywatywnej kliniki, i może wracać do domu. Na co Tuśki: myli się pani, i weszła do gabinetu, wiedząc, że nie ma w nim pacjentki, przywitała się z p. Doktor i oznajmiła, że jest 🙂
Wiesz, u nas jest skandal, bo nie na każdym oddziale po zabiegu chirurgicznym wypisują z receptą na zakrzepowe. Niby potem w poradni to robią, ale do poradni czasami człowiek dopiero idzie po kilku dniach, i żyje w nieświadomości, że powinien te zastrzyki brać.
Właśnie mi wtedy w Gryficach nie wypisali, a w LU najpierw nie rozpoznali…na pogotowiu!
Roksanna Ty tam w tych Gryficach od środy będziesz? Na długo?
Liala nie ja
Tuśka, a ma być o siódmej rano na czczo na co się zżyma, ale takie procedury i nie wiadomo o której jej wytną to dziadostwo!
Tuska w Gryficach miała profilaktyczną mastektomię.
No tak! Zakręcona dzisiaj jestem, przez pogodę migrena człapie wielkimi krokami do mnie ;P
To czekamy. Dawaj koniecznie znać jak poszło!
u mnie wychodzisz ze szpitala z recepta i koniec!
ja po łyżeczkowaniu macicy nawet dostałam, co jest jakąś przesadą, ale jestem posłusznom pacjentkom:pp
Rybka i bardzo dobrze! W tym wypadku lepiej dmuchać na zimne! Czasem nawet nie wiesz , że masz tendencję do zakrzepicy i wtedy nawet taki zabieg może ją wywołać.
Czasem się ucieszę, że taka porządna jestem
I przyznam się, że mam ciągle niesmak, żal do siebie, że o to się Ciebie nie zapytałam wteydy, czy masz ten lek po operacji, i to TAKIEJ!!
:*
Z pewnością bym wtedy po niego poleciała! Ale to niestety zaniedbanie lekarzy! Nie miej wyrzutów, pomogłaś w wielu innych, równie ważnych dla mnie kwestiach! :*
to jest takie ” nie mgę sobie tego darować”
a w czym mogłam ja Ci pomóc??!!!
Obecność, trzymanie za łapkę, moce na zawołanie, ubaw po pachy – to stawia na nogi, nawet ( nie)boszczyków! 😀
aaa, no, ten
to nie wię :ppp
Aaaaa…noooo ….teeeeennnnn..
to już wiesz 😉
Mi tez pomogła i tez pewnie nie wie jak bardzo :***
Nie powinnam sie wypowiadac, bo nie znam sie zupelnie na polskiej sluzbie zdrowia. Amerykanska tez wiele pozostawia do zyczenia, zwlaszcza jak ktos nie ma zadnego ubezpieczenia.
Ale uderzyly mnie w Twojej notce te bloczki na wypisanie recepty.
Dlaczego?
Juz wyjasniam.
Ciagle slysze/czytam jak ludzie w Polsce sie dziwia, ze sa ludzie w Ameryce, ktorzy ciagle jeszcze uzwaja czekow do roznych oplat.
No sa tacy, sama sporadycznie (raz na dwa lata) uzywam czeku:)))
Ale to niczym nikomu nie grozi, nikt nie zachoruje, nie umrze jak dostanie czek zamiast elektronicznego przelewu.
Natomiast dlaczego w tak technologicznie zaawansowanej Polsce lekarze uzywaja bloczkow receptowych??
Czy nie prosciej zeby lekarz zadzwonil/wyslal elektroniczne zlecenie bezposrednio do apteki?????
Tak jest tutaj, robia to WSZYSCY lekarze, w kazdej przychodni, szpitalu, gabinecie itp.
Bylam we wtorek u lekarza, w czasie wizyty dopatrzyl sie, ze musze brac antybiotyk wiec natychmiast w mojej obecnosci wyslal elektroniczne zlecenie.
Normalnie moglabym odebrac ten antybiotyk juz w drodze powrotnej do domu, ale tym razem byla przeszkoda:)
Zanim ja dojechalam do domu to juz moj maz dostal telefon z apteki, ze owszem maja moj antybiotyk juz przygotowany, ale wystapil problem dawkowania, lekarz przepisal jedna tabletke dziennie, aptekarze twierdza, ze powinno byc dwie tabletki dziennie.
Czy ja albo moj maz musielismy cos w tej sprawie robic?
Nie, absolutnie nie.
Aptekarz zadzwonil do lekarza, ten akruat byl z pacjentem, wiec aptekarz zostawil wiadomosc sekretarce, ktora przekazala ja lekarzowi, lekarz zadzwonil do apteki i z nimi uzgodnil dlaczego taka a nie inna dawka. Trwalo to wszystko cos ok godziny, moze dwie i po tym czasie dostalismy telefon z apteki, ze sprawa wyjasniona, lek gotowy do odebrania i pytanie czy ktos sie po niego zglosi czy tez zyczymy sobie dostarczenie do domu.
Maz poszedl odebrac, ale jak bylam chora i nie chcial mnie zostawiac samej to wszystkie leki byly dostarczane do domu, za niewielka oplata (nie pamietam 2-3 dolary).
Mozna?
Mozna, no ale widocznie zdobycze elektroniki w Polsce sa wazniejsze dla kolekcji oplat od obywateli niz na ratowanie zycia i zdrowia tychze obywateli. Na czek trzeba poczekac, elektroniczna oplate dostaje sie natychmiast.
A co z lekami????
Star u nas wszystko wchodzi bardzo powoli. Póki co unowocześniają system zwolnień, żebyś Ty nie musiała ze swoim papierkowym biec do pracodawcy, a druga kopia nie była posyłana do Zusu. Oczywiście lekarzom z jakichś powodów, być może słusznych nie chce się wypisywać tych elektronicznych zwolnień, z drugiej strony nie każda firma ma możliwości systemowe, żeby takie zwolnienia elektroniczne odbierać. Wydaje mi się, że od przyszłego roku wystawianie elektronicznych zwolnień będzie obowiązkowe, ale w praktyce póki co tego nie widzę.
Ten system z receptami u Was super! U mnie podobnie to działało gdy brałam udział w badaniu klinicznym. Niestety w przypadku zwykłych leków takiej opcji nie ma… Szkoda! Bo ani to wygodne dla lekarza, który musi pisać to dwa razy- raz na kartce a drugi w systemie komputerowym, ani dla pacjenta, który skazany jest na posiadanie lub nieposiadanie bloczków przez lekarza.
Jak wiecie moje piguły dostaję bezpośrednio w szpitalu po obejrzeniu wyników przez Doktorowe, Idzie p. Pielęgniarka i je przynosi ze szpitalnej apteki, a ja tylko kwituję. Tylko żeby je dostać, mszę przejść przez izbę przyjęć. Co 4 tygodnie wypisują kilka arkuszy A4 przyjęcia. Część danych mają zapisaną w kompie, ale część apiać na nowo- taki system. Żeby było szybciej, to pielęgniarka drukuje moje papiery w czasie przejęć innych pacjentek, daje do podpisu lekarzowi, wychodzi do mnie na korytarz, tam mi mierzy temp i ciśnienie i wręcz stos papierów. Na górze wypełniam kolejne. Czasem mam pecha i czekam w kolejce na przyjęcie, ale wtedy z góry wydzwaniają za mną! Czy nie mogłoby być tak, że w kompie odhaczą, ze jestem, wpiszą te moje parametry i jazda na górę, bo tam sobie w systemie mnie zobaczą? No właśnie.
aaa dodam, że lekarz zamiast na oddziale kwitnie na izbie przyjęć
Roksanna, w szpitalu to zupelnie inna bajka. Jak wiesz (lub nie) dwa lata temu bylam wiecej w szpitalu niz w domu i wtedy za kazdym wypisem dostawalam prosto ze szpitalnej apteki przyniesiony na sale doslownie worek lekow, opatrunkow, zabezpieczen do kapieli (na specjalna rurke, ktora mialam polaczona przez trzy miesiace do przeszczepu szpiku kostnego). To wszystko dostawalam lacznie z pudlem jednorazowych rekawiczek i masek na twarz za kazdym razem jak mnie wypisywali ze szpitala. Wiekszosci z tych lekow nigdy nie potrzebowalam barc, np. na nudnosci, przeciwbolowe, na zatrzymanie biegunki itp. tego nie musialam brac, ale szpital uznawal, ze moze byc potrzeba wiec dostawalam. Nawet kuzwa specjalny plyn do mycia na wypadek gdybym dostala jakichs problemow skornych po chemii. Pamietam, ze sie smialam, ze leki przeciwbolowe moglabym sprzedawac narkomanom po 10 dolarow za tabletke:))
Mialam tego wszystkiego cale zapasy, ktore pozniej oddalismy do naszej dzielnicowej apteki, bo oni utylizuja niewykorzystane leki, nie wolno ich wyrzucac np. do smieci czy tez spuszczac w kibelku. Pewnie sa ludzie co tak robia, ale mam co prawda niewiele ale jeszcze dzialajacego umyslu wiec oddalam do prawidlowej utylizacji.
Rekawiczki jednorazowe ze szpitala (darmowe) mam do dzis w domu, uzywam jak mi czasem przyjdzie umyc naczynia, bo akurat Wspanialego nie ma, a to jego robota:)))
Mam o tyle dobrze, ze w mojej dzielnicowej aptece menadzerem jest moja byla klientka, wiec Irene zawsze i we wszystkim sluzyla nam pomoca. To Irene nam podpowiedziala, ze wszystkie niewykorzystane leki mozemy przyniesc do niej. Wczesniej poniewaz nigdy nie bralam zadnych lekow nie mialam pojecia, ze taki sposob utylizacji jest prowadzony przez kazda apteke.
Jak juz nie musialam lezec w szpitalu ale ciagle tam bywalam raz w tygodniu lub nawet na poczatek czesciej to przed kazda wizyta lekarska mialam telefon sprawdzajacy czy czegos potrzebuje, jak jakis lek sie konczyl a musialam go brac to juz lekarz trzymal reke na pulsie i przy kazdej wizycie zapasy uzupelniajace juz czekaly na mnie przy stanowisku recepcji doktora.
Nigdy tez nie musielismy odwiedzac szpitalnej apteki mimo, ze przechodzilismy obok za kazdym tam pobytem.
A teraz jest tak jak pisalam wyzej.
Właśnie ta papierkologia w dobie komputeryzacji wszystkiego jest niepojęta! Marnuje czas każdej ze stron. Lekarz zamiast na pacjencie skupia się na papierkach, a kolejki na korytarzach rozrastają się do monstrualnych rozmiarów!
Na to strasznie narzekają lekarze. Pacjent powinien być w systemie widoczny ze wszystkim swoimi dolegliwościami. Ty wiesz jaką ja mam GRUBĄ teczkę dokumentacji na oddziale? A przynajmniej w obrębie jednej kliniki powinno to być skomputeryzowane. Ile mniej czasu, papieru i kosztów.
Domyślam się!
Fajne są te rozwiązania u Star. Zobacz ile mniej stresu , dodatkowych czynności, o których nie masz głowy myśleć, wszystko w jednym miejscu.
Przez caly czas chorowania nie mam zadnej teczki z dokumentacja. I jakos wszyscy doktorzy wiedza co sie ze mna dzieje, gdzie bylam, gdzie jeszcze powinnam isc, kto jakie leki mi przepisal i z jakich juz zrezygnowalam. To wszystko dzieje sie elektronicznie.
Dodatkowo moj rodzinny lekarz, ktory nie ma zadnego zwiazku z moja klinika rakowa jest rowniez na biezaco informowny o moich postepach, zmianach w leczeniu, wynikach wszystkich badan i testow.
I to wszystko bez jednego kawalka papieru, bez zandych teczek, swistkow, pokwitowan i dziala.
Bylam u rodzinnego, przepisal mi antybiotyk i juz wszyscy lekarze w klinice rakowej od onkologa po dermatologa wiedza, ze dostalam antybiotyk, ile, z jakiego powodu, kiedy skoncze podobnie badania krwi, ktore zrobil moj rodzinny sa juz w komputerach moich wszystkich doktorow. Ja o niczym nie musze myslec, ani nikomu przypominac bo to wszystko jest dostepne dla wszystkich zainteresowanych. Kontrola ginekologiczna? wszyscy lekarze wiedza, ze taka mialam zrobiona, znaja wyniki mamografii, PAP smear itp. Dermatolog? znow wszyscy wiedza, ze bylam juz w tym roku u kontoli i nie ma zandych niepokojacych zmian skornych na calym moim ciele. Dentysta? tez jest zobowiazany do wyslania raportu do kliniki rakowej przez 5 lat od czasu przeszczepu.
I mnie to wszystko nic nie obchodzi.
Czy tak jest w kazdym przypadku pacjenta rakowego?
Nie wiem, wiem na 100% ze takiej wspolpracy oczekuje klinika MSK i wszyscy sie do niej stosuja.
Star i tak to powinno działać wszędzie! Bez sensu chodzić z toną papierów, też mam tego mnóstwo, gubię się już w nich, trudno coś znaleźć. Centralny system informacji ułatwił by pracę wszystkim i zdecydowanie przyspieszył szpitalną machinę. Nie wiem czy kiedyś wkroczymy w taką erę nowoczesności….
Laila, Star,
to marzenie,
mnie szlag trafia jak do kolejnego lekarza muszę kopiować własną dokumentację- tak było w 2016 rok,u jak miałam dwie operacje poza kliniką w dwóch różnych szpitalach. Nie mówiąc do ZUS, czy do ubezpieczyciela.
Widzę pacjentki jak każda chodzi z grubą teczką nie mieszczącą się do torebki, pilnując, żeby jej nie posiać gdzieś…ech… Ja się zbuntowałam i od dawna noszę przy sobie ostatni wypis i skierowanie do szpitala, w razie czego OM dowiezie ;pp
A MSK czyli klinka rakowa daje pacjentom jeszcze jedno ogromne udogodnienie. Mianowicie, kazdy pacjent ma prawo zalozyc sobie swoja wlasna strone na serwerze szpitala (to zalozenie polega jedynie na rejestracji wlasnego konta i jest proste jak konstrukcja cepa). Majac taka strone wiem na biezaco nie tylko jakie mam wizyty do zaliczenia, ale znam cala historie od pierwszej wizyty u onkologa, wszystkie wyniki badan, wszystkie leki, zywcem wszystko. Jak jestem u ktoregos z lekarzy i pobieraja mi krew do badania to zanim wroce do domu wyniki sa juz na mojej stronie. Nie musze dzwonic sama, ani czekac, ze ktos zadzwoni mam to natychmiast na moim komputerze. Szkoda, ze inne szpitale tego nie robia, a moze ja nie wiem, bo w sumie nie mialam do czynienia z wieloma szpitalami, ale Lenox w ktorym bylam za pierwszym razem nie oferowal takiej mozliwosci.
Można? Można!
Ja mam w luxmedzie okrojoną wersję takiego konta. Tzn mam wyniki badań, prześwietleń, zaplanowane wizyty i historię tych wizyt. Ale gdybym chciała dostać przebieg wizyty czy wypisane leki musiałabym złożyć wniosek i dostałabym w formie papierowej.
Ja to się cieszyłam, że jak miałam zrobić kreatyninę przed TK, to jechałam 30km, ale już wynik drukowałam sobie w domu 🙂 Oczywiście w odpłatnym laboratorium. No, ale to już jakieś udogodnienie.
Nie będę sie rozpisywać, bo znasz moja sytuacje i moje zdanie w danym temacie. Sa lekarze i …lekarze, jak wszędzie. System w Polsce jest chory, a niektórzy lekarze czy pielęgniarki nie nadają sie do tego zawodu, bo brak im empatii, cierpliwosci i odpowiedniego podejścia do tego, co robią.
Tez mam porównanie z UK (nie wszystko tam do konca ok), ale kiedy mąż zaczal chorować i opowiadalam corce, ktora pra uje ba neurologii, to wierzyć nie chciała, jak nas potraktowal neurolog:( Szkoda słów…
Miało byc:pracuje na…
Ona robi to, co tu robią na neurologii, wiec zorientowana doskonale. Byla taka zła, ze chciała dzwonic na oddział. Musiałam ją powstrzymywać! Pisalam juz kiedys o tym, ze lekarz zapytal nas, dlaczego przyjechaliśmy w niedziele!!! Nie ot tak, ale ze skierowaniem z pogotowia!
Moja kuzynka też leczy się w Anglii od dłuższego czasu i też ten system wygląda inaczej, jest zadowolona, choć wiadomo wszędzie są jakieś dziury.
Znam Twoją sytuację. Ta ostatnia z Twoją wizytą też mnie dobiła, aż pękłam dzisiaj.
Pamiętam jak kiedyś Igę zabrała karetka, miała jelitówkę, przy czym ona bardzo dużo wymiotuje i błyskawicznie się odwadnia. Gdy dojechaliśmy dziecko leciało mi przez ręce, płakała, była zmęczona, bolało ją wszystko….a lekarz mówi : czemu ona się tak drze! Nie wytrzymam, a dopiero dyżur zaczynam!
W innej sytuacji zabrałabym dziecko do innego szpitala, ale ze względu na stan i oddział zakaźny musiałam tam zostać. Nigdy więcej nie pojechałam do tego szpitala. Napisałam skargę, ….ale rozeszła się po kościach gdzieś na szczeblu szpitalnym.
no ja raz małego Miśka z samego rana zabrałam ze szpitala jak pogotowie w nocy go zabrało z zapaleniem krtani, a pani doktor – szkoda gadać. Na drugi dzień drga prosiła mnie żebym nie wypisywała, i przepraszała mnie za tamtą, twierdząc, ze pani doktor ma specyficzny charakter, Nie uległam, ale ja miałam oparcie w Rodzinnej bo jedna z jej specjalizacji to pediatra, zawieźliśmy do cioci, i obyło się już bez szpitala. No ale w nocy co miałam robić? Musiałam wezwać pogotowie.
Najgorzej ja nie masz wyboru. Bo niby szpitali i lekarzy wielu, ale są takie sytuacje, że musisz zostać tu gdzie jesteś. Do tej pory wspominam tamtego lekarza…
jak widzisz ja też, a minęło ponad 20lat ;p
Ja też nie mam dobrego zdania o lekarzach. Wszędzie panuje ignorancja i brak chęci leczenia. Leki źle dobierają i nie słuchają pacjentów. Skandal…
Nie wszystkich krytykuje, nie uogolniam (są wspaniali lekarze), ale nie każdy czlowiek powinien być lekarzem. Tak samo jak nie kazdy może byc nauczycielem na przykład!
Obie macie rację. Wiadomo, nie trzeba uogólniać, ale niektórzy nie nadają się do tego zawodu i już.
Tak, to przykre że ludzie którzy poświęcają własne życie dla innych otrzymują takie a nie inne wynagrodzenie, lekarze, pielęgniarki, pedagodzy, strażacy i wielu wielu innych przepraszam jeśli pominęłam inne zawody wiem że jest ich jeszcze wiele. Jeśli będzie więcej ludzi z takim nastawieniem jak my to wierzę, że możemy coś z tym zrobić
Mam nadzieję, że coś się zmieni w kwestii warunków pracy czy wynagrodzenia dla tych właśnie grup. Bo to za sobą pociągnie inne konsekwencje, dobre dla ogółu – czyli podniesie bezpieczeństwo, poziom edukacji, leczenia i wczesnej diagnozy.
My medyczni od lat walczymy o to, aby ludzie w końcu przestali o nas mówić służba i o naszej pracy pisać w kontekście powołania. Mamy XXI wiek i swój zawód wybrałam, podobnie jak moi koledzy i koleżanki lekarze i pielęgniarki nie z powodu powołania, tylko dlatego, że z jakiegoś powodu chciałam zajmować s, a nie czymś innym. My wybieramy swoje medyczne zawody tak samo, jak każdy inny człowiek wybiera sobie inny zawód. Dopóki my będziemy traktowani jak służba, a pacjent nie będzie traktowany jak klient, ciągle będzie to samo. Chciałabym być traktowana jako profesjonalista w swoim fachu, osoba kompetentna, a powołanie może mieć najwyżej zakonnica albo ksiądz. Oczywiście jak w każdym innym zawodzie, potrzebny jest pewien zestaw cech dodatkowych. W naszym przypadku to choćby empatia, ale nie ma to niczego wspólnego z powołaniem i służbą.
Aniu myślę, że trochę na opak zinterpretowałaś użyte przeze mnie słowo „służba”. Jest ono w powszechnym użyciu, ale jego znaczenie ewoluowało, więc może nie warto się oburzać. Co do powołania – nie zgodzę się do końca. To też słowo, które możemy nieco inaczej rozumieć. Dla mnie oznacza chęć robienia czegoś z pasją, zaangażowaniem. Masz rację, że jak każdy inny wybrałaś sobie zawód. Ja też! Wybierając takie, a nie inne studia liczyłam się z blaskami i ciemnymi stronami wykonywanego zawodu. Zastanawiałam się czy faktycznie do tego się nadaję, czy jestem w stanie pewne rzeczy dla robienia tego w jakiś sposób poświęcić. Dopiero wtedy zdecydowałam się.
Denerwuje mnie jeśli na medycynę idzie ktoś tylko dlatego, że w rodzinie sami lekarze i tego się od niego oczekuje. Konsekwencją tego są takie zachowania jak większość z nas tu przytoczyła.
Bardzo chciałabym traktować lekarzy,pielęgniarki jak profesjonalistów. I tak robię. Chyba, że ktoś nie zachowuje się jak profesjonalista.
Służba i powołanie w tym kontekście oznacza dla mnie nic innego jak zaangażowanie w moją sprawę i rzetelne wytłumaczenie mi, laikowi , co mi dolega, jak będzie wyglądało leczenie, jakie mam rokowania.
Pacjent to specyficzny klient, a często jest traktowany jak intruz. Mało tego, system jest tak stworzony, że lekarz rodzinny na widok swojego pacjenta w drzwiach już krzyczy: pan był 3 dni dni temu, po co pan przyszedł! fakt, który miał miejsce w naszej przychodni. Bo najlepiej mieć dusze zapisane, ale niech się leczą sami, bo NFZ płaci od pacjenta a nie od leczenia. i jego wyników.
Mysle Aniu, ze tu sie nie ma co obrazac o slowo sluzba. Kazdy zawod jest sluzba, bo kazdy komus/czemus sluzy. No chyba, ze sie nie chce wykonywac obowiazujacych zadan wtedy nie sluzy sie nikomu, nawet sobie.
Sluzba nie polaga na tylko na myciu podlogi, podawaniu pod nos i wycieraniu tylka.
Fryzjer sluzy klientowi w zakresie swoich obowiazkow, sprzedawca sluzy klientowi w pomocy przy zakupie, kierowca sluzy pasazerom w przewozeniu ich z miejsca A do B, listonosz sluzy dostarczaniem poczty, prawnik sluzy klientom w doradach prawnych, policjant ma sluzyc obywatelom zagwaratnowaniem im bezpieczenstwa, posel ma sluzyc obywatelom obwodu jaki reprezentuje, prezydent kraju ma sluzyc wszyskim obywatelom danego kraju, ksiadz ma sluzyc wiernym…. itd. itp.
To wszystko jest sluzba, niezaleznie od wyksztalcenia ani wynagrodzenia jakie sie za te sluzbe dostaje, a wiec lekarz powinien sluzyc pacjentom.
Mam nadzieje, ze troche chociaz pomoglam.
Jak to od lat mawial moj tata „trzeba miec zdrowie zeby chorowac” Smutne, ze tyle sie zmienilo na dobre, a to niestety nie.
Ale wiesz czego nie ogarniam, moja mama ma co roku darmowe samatoria, nie ze jej zaluje, ale ostatnio opowiadala ze unia dala dotacje i taraz chodzi na jakies tance dla emerytow tez dla zdrowotnosci i nie pojmuje, jest kasa na tance, masaze a tak czesto nie ma kasy na ratowanie zycia!?
Z tego co wiem to placówki szpitalne mogą korzystać ze środków unijnych- remontować budynki, być może doposażać pracownie, ale niestety projekty nie obejmują finansowania leczenia chorych. Gdyby tak było standard usług byłby zdecydowanie większy.
Tańce dla emerytów- fajnie, że Mamie się chce 🙂
Fajnie, mama jest potwornie zabiagana bo jeszcze sie uczy 3 jezykow w ramach uniwersytetu trzeciego wieku do tego tai chi, brydz no i nie odpocznie na tej emeryturze. 🙂
Super! Uwielbiam takich ludzi, którym się ciągle chce! Moi teściowie są tacy, za to moi rodzice zupełne przeciwieństwo, łóżko, tiwi, czasem spacer i to tyle z ich aktywności!
Co jak co ale sluzba zdrowia w Australii jest bardzo dobra, rzad naprawde dba o obywateli, nie ma ze ktos biedny i nie stac go na leczenie, jest po prostu za darmo, i twoj wybor, bo mozesz korzystac z leczenia panstwowego albo prywatnego jak masz ubezpieczenie, a opieka jest wszedzie tak samo dobra, wiem bo korzystalam z obu.
Mam najlepsza lekarke na swiecie, neurolog, bo ona wie wszystko, nie tylko leczy mnie neurologicznie, ale odkryla u mnie wade serca i natychmiast z listem wyslala mnie do szpitala, gdzie od razu zaczeli leczyc, kiedy po chemii mialam stany podgoraczkowe wlasnie ona naprowadzila lekarzy gdzie jest moj problem, zewsze mi wszystko wytlumaczy, pamietam kiedy mi tlumaczyla moje serce to nawet zrobila rysunek. Moge do niej zawsze zadzwonic, a jak potrzebuje wizyte i jest wazne to widze ja natychmiast. Taki powinien byc lekarz.
Fajnie, że masz takiego lekarza. Poziom zaufania od razu wzrasta , a człowiek czuje się jakoś bezpieczniej.
Widocznie system działa świetnie skoro i państwowa i prywatna opieka są na tym samym poziomie. Pl jest o lata świetlne w tyle w tej kwestii, a co gorsze nie zapowiada się, żeby takie zmiany miały nastąpić w najbliższym czasie. Spójrzmy choćby na wyposażenie szpitali- większość nowoczesnego sprzętu w wielu szpitalach jest zakupiona np ze zbiórki WOŚP, czyli z dodatkowych pieniędzy obywateli, którzy co roku dokładają swoją cegiełkę.
Temat trudny, szczególnie w ostatnim czasie. Spotkałam się z wieloma lekarzami. Raz wizyty należały do kategorii tych tragicznych, raz do wspaniałych. To jest raczej loteria, choć musze przyznać, że trudno jest trafić na lekarza, który jest w stanie poświęcić pacjentowi 100% swojej uwagi, bo jest lekarzem z powołania. Mam nadzieję, że takich będzie tylko więcej, ale wiem, że tak raczej nie będzie.A szkoda.
Fakt, to jest loteria, a w moim odczuciu, w tym zawodzie tak nie powinno być. Właśnie dlatego, że to ludzie, którzy mają dbać o nasze zdrowie i życie. To ogromna odpowiedzialność, ale też dar, który nie wszyscy posiadają.
Wiek razy juz mowilam Ci co o tym sadze gdy pytalas sie czy ide do zaufanego lekarza 😉
Tak! 😉
U Ciebie dodatkową komplikacją jest jeszcze to, że wybór jest ograniczony, albo musisz jechać gdzieś dalej.
Nie zgadzam się z częścią wypowiedzi, wypowiem się tylko ogólnie: gdyby każda z Was została lekarzem to szybko zweryfikowałaby swoje poglądy i została wciągnięta w tryby systemu… Systemu, który obowiązuje i któremu trzeba się podporządkować. I nie ma co się zarzekać, że nie, że ja nie, ja jestem przede wszystkim dobrym człowiekiem i widzę człowieka, ja byłabym inna ( czytaj lepsza, nie wnikam w kontekst tej lepszości ), ja bym tak się nie zachowywała, byłabym empatyczna, rozumiejąca… Dużo by wymieniać. Pracę lekarza znam prawie od podstaw i to w różnych pracach, czy w przychodni, pogotowiu, szpitalu itp. I ja im też współczuję, bo wiem, że oni głową muru nie przebiją. To jest system i my wszyscy jesteśmy jego trybikami. I u każdego człowieka system może zabić empatię, współczucie i posłannictwo. Nie mogę po prostu o pewnych sprawach pisać, ale czasami to aż mnie podrzuca jak lekarze są przez system traktowani.
Asiu, mi też się nie podoba ten system! Zdaję sobie sprawę, że jest odpowiedzialny za bardzo dużą część niedogodności o których pisałam ja czy inni. Tyle że….prawie w każdym zawodzie jest tak, że system przygniata. Gwarantuję Ci, że nie tylko lekarze muszę walić głową w mur, który nigdy nie runie. Każdy z nas, bez względu na zawód może się wypalić, jeśli wcześniej o siebie nie zadba. Nadal jednak uważam, że w tym wszystkim można zostać człowiekiem.
Czy naprawdę uważasz, że lekarka z mojego przykładu była aż tak przytłoczona, żeby…nie móc mi wypisać recepty? Wydaje mi się, że po to miała dyżur w poradni, żeby pomóc takim jak ja. Znając ją już z wcześniejszych wizyt naprawdę wiele nie oczekiwałam, ale w tej konkretnej sytuacji ta pani nie zrobiła nawet podstawowej rzeczy…
Tak jak pisałam już wielokrotnie całym sercem jestem za zmianą systemu, podniesieniem wynagrodzeń, bo na lekarzach jest ogromna odpowiedzialność. Ale żaden ucisk systemu nie zwalnia nas ludzi, z tego, żebyśmy nimi pozostali.
Po pierwsze, system, tak kulawy, że wkrótce może (nareszcie) padnie i trzeba będzie przeprowadzić prawdziwą reformę służby zdrowia, a nie tylko kosmetyczne zmiany, prowadzące donikąd. Po drugie, więcej godzin na studiach na naukę rozmowy z pacjentem i rodziną pacjenta. Po trzecie godne zarobki – i to już poprawi sytuację oraz zniweluje dużą część nieporozumień na linii pacjent-lekarz. Mojemu synowi lekarze uratowali życie. Sama pochodzę z lekarskiej rodziny. Żaden inny znany mi zawód nie wymaga tak ogromnego zaangażowania (chodzi mi o medycynę zabiegową). Z drugiej strony, jako osoba często wymagająca opieki lekarskiej i spędzająca wiele czasu na szpitalnych korytarzach z uwagi na syna wiem, że empatii, zrozumienia dla sytuacji pacjenta, często brakuje.
Małgosiu mamy bardzo podobne wnioski i obserwacje.
Zdrówka dla Was!
Ciężko jest oceniać środowisko do którego się nigdy nie należało. Nie przeczę, nie jest dobrze, pacjenci traktowani są strasznie, ale ja bardziej zrzuciłabym winę na instytucje, a nie na ludzi. Czy oni zawsze mają wybór?
Jasne, że nie zawsze mają wybór….w kwestiach formalnych jak to czy znajdzie się wcześniejszy termin, czy mogą wypisać skierowanie na dodatkowe badania itd. Ale wybór czy się dzisiaj uśmiechnę do tego wystraszonego pacjenta czy nie mam 🙂 Takie jest moje zdanie.
Masz racje, lailo!
To nic nie kosztuje i nie potrzeba żadnych przepisów zeby traktować pacjenta jak czlowieka.
Niedawno byłam z młodszym u ortopedy na USG bioderek i lekarz przez cala wisyte powiedział do mnie: „wszystko dobrze” po czym odwrócił się plecami, lekceważąc mnie i dając do zrozumienia ze nie ma ochoty niczego tlumaczyc.
Pytam się, jaki system kazał mu tak zrobić??? Bo lekarze ciągle zrzucają cala winę na wadliwy system
mela, bo najłatwiej zwalić winę na coś zewnętrznego, na system. Wielu z nas to robi.
Tylko tak jak napisałam, w jednym zawodzie mogę to wybaczyć, przejść obok tego obojętnie , a w innym nie, bo to dla mnie podstawowa cecha dobrego lekarza, któremu mogę zaufać i powierzyć swoje zdrowie.
A ja to bym wolała, żeby te ewentualne środki na wypłaty dla lekarzy, przeznaczono na ich edukację. Bo wg mnie oni teraz mają stanowczo za mało wiedzy w zakresie naszych chorób. Jakie sukcesy medycyna ma w leczeniu raka, jakie w leczeniu Alzheimera, cukrzycy, Parkinsona? Co lekarze wiedzą o dietach? NIC. Myślę, że od tego trzeba zacząć – poprawić program studiów, a potem organizować regularne szkolenia dla lekarzy.
Fakt, nie ma kto inwestować w naszych lekarzy, choć potencjał jest. Ostatnio w Lublinie grupa lekarzy opracowała lek na raka płuc, oczywiście wymaga on testów i wielu skomplikowanych etapów zanim trafi na rynek, ale czy znajdą się środki? Nie wiem.
Potencjał jest, ale żeby miał szansę się rozwinąć potrzebne są pieniądze.
Przerazajaca historia… czasami usmiech lekarza potrafi wiele zmienić. Ale my tez sie usmiechajmy, bo to dziala w 2 strony. A system faktycznie wymaga poprawek 🙂
Jasne! Też uważam, że uśmiech może wiele zmienić, dlatego staram się w sobie go wskrzesić bez względu na okoliczności. Gburowaty Klient to też nic przyjemnego 😉
Wydaje mi się że lekarz to zawód, który powinno się wybierać świadomie i z powołania, ja bardzo nie lubię odwiedzać lakarzy ponieważ mało który poświęci mi tyle uwagi ile powinien 🙁
Świadomość to podstawa. Przecież wiemy, że lekarzy nie żyją w różowej bańce w Polsce. Więc jeśli decyduję się na ten zawód to z wszelką jego chwałą, ale i niewygodami.
Myślę, że jak w każdym zawodzie i tu pojawiają się osoby z powołaniem i takie z przypadku. Szkoda, że na szali tych eksperymentów mamy zdrowie i życie:/
Dokładnie tak! To co możemy wybaczyć jednym, nie koniecznie możemy odpuścić drugim.
Ja, jak widać po wpisie, na szczęście nie mam zbyt dużego doświadczenia z lekarzami, ale obserwuje to co się dzieje (będąc np. na wizytach z dziadkami). I z jednej i z drugiej strony nie wygląda to wesoło. Aż strach człowieka bierze jak pomyśli, że kiedyś będzie naprawdę potrzebował pomocy i w głowie się nie mieści że prawdziwe jest powiedzenie „żeby chorować trzeba mieć zdrowie”.
Życzę Ci, żeby tak pozostało jak najdłużej!
Ale faktem jest , że trzeba mieć końskie zdrowie w Pl, żeby pozwolić sobie na chorowanie.
Pracuje w aptece i niestety przychodzą pacjenci, którzy opowiadają, jak niektórzy lekarze ich traktują. Ciągły brak czasu, zbywanie pacjenta, nieodpowiadanie na pytania, nietłumaczenie jak ma stosować leki, albo piszą na szybko sami, po czym pacjent przychodzi do nas nie mając pojęcia co ma brać, na co i jak. Wszystko zależy od człowieka, nie tylko od systemu.
O właśnie! W punkt!
Nie generalizuję ale trafiałam na różne przypadki graniczące z debilizmem Różni są lekarze jak różni są ludzie
Tak, jak wszędzie.
Niestety polska służba zdrowia to w większości niewydolny organizm.
Szkoda tylko, że najbardziej cierpią na tym pacjenci!