Nie jestem z tych, co potrafią usiedzieć w miejscu, nie zawalczyć o swoje, nie spróbować podjąć się wyzwania na pierwszy rzut oka niemożliwego do zrealizowania.
Dzisiaj może odniosę się do banalnej czynności ( banalnej dla większości) , która dla mnie przez długi czas była nie do zrobienia.
Od wielu lat panicznie boję się wody. Nie potrafię pływać, a strach paraliżuje mnie do tego stopnia, że nawet jeśli Ktoś, komu ufam mówi, że mnie przytrzyma nie potrafię się położyć na wodzie.
Nie wiem skąd ten strach się przyplątał. Jako dziecko nie miałam z tym problemu, ale dzieci ogólnie mają granice postawione dużo dalej niż dorośli. Im mniej wiedzą o życiu – tym bardziej te granice od siebie odsuwają. Mam wrażenie, że mój lęk przed wodą pojawił się z chwilą śmierci wujka, który utopił się mimo, że był świetnym pływakiem.
Dotychczasowe próby racjonalizacji tego zdarzenia nie przyniosły żadnych efektów, właściwie to spełzły na niczym.
Nadal nie umiem pływać, choć kiedyś sobie postanowiłam, że spróbuję zrobić choćby minimalny krok w kierunku nauczenia się tego. Na ten moment mogę się położyć na wodzie pod warunkiem, że trzymam się czegoś. Dla mnie to już coś!
Spróbowałam też zrobić więcej i kiedy 3 lata temu trafiła się okazja udziału w spływie kajakowym – wykupiłam miejsce! Do tej pory śmieję się z siebie na zdjęciu zrobionym tuż przed startem. 🙂
Ale popłynęłam raz, drugi, trzeci za każdym razem czując się coraz swobodniej. Podczas wczorajszego spływu przepłynęłam nawet sporą część bez kapoka! Nadal, za każdym razem czuję adrenalinę jak wchodzę na kajak, ale z każdym kolejnym razem jest ona mniejsza, strach przestaje być paraliżujący i zamienia się w ekscytację!
Tak sobie myślę, ile rzeczy ominęłoby mnie w życiu, gdybym tych granic nie chciała przekroczyć! Ludzi wiele tracą z życia poddając się własnym lękom. Tym bardziej cieszę się, że jeden z nich udało mi się ujarzmić i przesunąć granicę dalej. Dzięki temu mój własny prywatny świat robi się coraz większy, daje coraz więcej możliwości spełniania marzeń, paradoksalnie nie ogranicza – mimo licznych zdrowotnych ograniczeń.
Wiedza ( doświadczenie na własnej skórze) jest lepsza niż domysły! Przebudzenie jest lepsze niż sen! A nawet największe rozczarowanie, najgorszy, nieodwracalny błąd jest po stokroć lepsze niż nie podjęcie próby!
Póki co nie rozczarowałam się ani razu podejmując próbę przekroczenia własnych granic. I niech tak zostanie 🙂
Cieszę się, czytając Twoje słowa o lęku a właściwie o podejmowaniu decyzji o próbie pozbywania się ich. Myślę, że strach przed pływanie, przed wodą jest jednym z wielu, które już pokonałaś 🙂
Dlatego trzymam kciuki za następne przekroczenia swoich granic 🙂
Trzymaj mocno, bo jest jeszcze kilka rzeczy, które chciałabym w życiu zrobić 😉
Dwie rzeczy poruszyłaś dla mnie istotne: pozbywanie się lęku i paniczny strach przed wodą.
Mój strach przed wodą jest paraliżujący i nie umiem go opanować, chociaż byłam w życiu na wspaniałym spływie kajakowym, zawsze z kapokiem i partnerem dobrze pływającym. Marzy mi się kajakowanie, a mieszkam w miejscu, gdzie są piękne jeziora.
Kiedyś przez pół roku mieszkałam na Florydzie, gdzie miałam dostęp non stop do basenu i dużo czasu. Postanowiłam nauczyć się pływać, bo też jestem osobą, która za wszelką cenę chce przełamać strach. Najpierw codziennie pływałam z deską. Ale zawsze w poprzek basenu, gdzie mogłam stanąć. Potem mąż pokazał mi jak pływać stylem klasycznym, który ćwiczyłam prawidłowo do perfekcji. Wydech pod wodą, zsynchronizowany z ruchami ciała, wynurzenie i wdech. Nie jakaś tam żabka nad wodą. Ale zawsze pływałam tylko tam, gdzie wiedziałam, że mogę stanąć. Pływałam już tak dobrze, że mimo ogromnego strachu postanowiłam popłynąć wzdłuż basenu, gdzie głęboki brzeg. W momencie, gdy uświadomiłam sobie, że straciłam już grunt pod nogami, wpadłam w panikę, na topielca domachałam do brzegu, z ledwością wyszłam z basenu i dostałam takiego bolesnego skurczu w szyji, że przez tydzień nie mogłam ruszać głową ani brać głębokiego oddechu.
Nauczyłam się pływać a strach przed wodą paraliżuje mnie do dzisiaj. Nie rozumiem!!!
Trzymam kciuki, aby Tobie poszło znacznie, znacznie lepiej :)))
Idzie mi bardzo powoli, ale doceniam każdy najmniejszy krok. Też mam tak, że dopóki mam grunt pod nogami jest w miarę ok, ale gdy go tracę ( tylko i wyłącznie gdy jestem na kajakach, bo nie ośmieliłam się jeszcze na pływanie) ściska mi się żołądek. Może tak mocno mamy zakodowany ten strach w sobie, że "pożera" umiejętności i spokój, który nabyłyśmy.
Trzeba próbować go przełamać. Życie jest zbyt krótkie, żeby omijały nas takie możliwości poznawania świata 🙂
Ściskam!